Wyścigi z fabułą!
Jako że mówimy tu o grze wyścigowej bazującej na serialu, który dorobił się aż 6 sezonów to i tu dostaliśmy prostą jak budowa cepa historię. Tytułowy Shifter to odradzająca się przestępcza organizacja, którą paczka dowodzona przez dzieciaka o znajomym fanom serii nazwisku Torretto mają się zmierzyć w wyścigu zasadzce, gdzie do wygrania jest samochód, mający być łakomym kąskiem dla wspomnianej organizacji. Jak wygranie przez Wyścigowych Agentów ma pomóc? Nie wiem, ale wiem jedno. Fajnie, że jakakolwiek fabuła, a nawet dwie, trzy cutscenki pojawiają się między wypełnianiem kolejnych misji. Na docenienie zasługuje też fakt pełna polonizacja, która co prawda w trakcie wyświetlanych napisów często nie pokrywa się z tym co mówione na ekranie, ale młodsi odbiorcy z pewnością docenią ten stan rzeczy.
Jak w to się gra?
Pewnie fani gier z serii Forza zechcą uderzyć mnie w policzek, gdy tylko to napiszę, ale tak, “... Spy Racers” chce być trochę taką “Forzą dla dzieciaków”, ale tylko jeśli chodzi o oprawę i same trasy, reszta to w feelingu kart racer z powerup-ami, choć te nie są porozrzucane w sposób, jaki znamy z tego typu wyścigów, ale poprzez ładowanie paska energii. Ten w zależności od wypełnienia pozwala na zastosowanie wyrzutni paintballowej, by zaatakować auta przed nami, pozostawienie po sobie bomby z farbą, nitro i wymagający najwięcej mocy atak specjalny, który dopasowany jest do każdego z załogi Torreto i jego pojazdu. Całość ładujemy za pomocą driftów i dynamiczną jazdą, jak chociażby wyskokiem z porozrzucanych na trasach ramp.
Dynamicznie i kolorowo
O ile zwykle w takich grach mamy do zdobycia puchary, tak tu mówimy o misjach. Jednak poza nazwą nie jest to nic odkrywczego. Cztery misje po cztery wyścigi, i także piątą kończąca całość zawierająca jeden wyścig, mający być tym najtrudniejszym. O ile ten ostatni był dla mnie rozczarowaniem jeśli chodzi o samą trasę i poziom trudności, tak trzeba przyznać, że te 16 tras bardzo fajnie broniły się stylem i pomysłem na siebie. Mamy tu bowiem trasy sięgające konkretnych miejsc na świecie, każda wyróżnia się swoim stylem i mimo szczerych chęci tych nie mogę się doczepić. Nie ma jednak tak, że doczepić nie mam się do czego.
Efekt kuli śnieżnej
Znacie to uczucie, w którym nawarstwiające się mikro wady po zsumowaniu potrafią zepsuć radość z rozgrywki? No i niestety tu ta przysłowiowa kula śnieżna uderzyła mnie po ograniu kampanii prosto w brzuch. Spojrzę jednak na suche fakty. Fast & Farious: Spy Racers - Narodziny Shift3ra w sklepie microsoftu kosztuję w normalnej cenie prawie 190 zł.
Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że gra 5 listopada 2021 roku, a jej przejście w głównym trybie kampanii wprawnemu graczowi zajmie około 3 godzin. No i oczywiście można powiedzieć, że gry wyścigowe można ogrywać również po przejściu głównych trybów. No tak, tylko po co?
Tu co prawda dostajemy sklepik, który za naszą aktywność pozwala zakupić nowych zawodników, przedmioty do naszej bazy, którą oglądamy tylko podczas posiedzenia w menu, czy też melodyjki uprzyjemniające nam posiedzenie w tym samym miejscu. Grzecznie pytam, po co mi takie bajery w menu głównym? Ile ja tam mam siedzieć? Mam sobie zostawić konsolę z odpaloną grą w formie wygaszacza? Nagrać gameplay i pokazywać na YouTube jak dopasioną bazę ma moja ekipa z ulubionej gry? Nie wiem.
Wiem za to, twórcy to niezłe "pazery", bo biedna o zawartość gra, aż krzyczy w na starcie, że mają DLC, w którym możesz kupić dodatkowe arktyczne wyzwanie, lub zablokowanych zawodników. No tak, skupmy się chwilę na zawodnikach. Mieli, by oni sens gdyby nie to, że przechodzenie nimi kampanii nie ma totalnie znaczenia.
Wiesz, przechodzisz jedną postacią, coś odblokowujesz, potem kolejną itp. Masz tą samą kampanię tylko marchewka na końcu jest niewiadomą. Nawet twórcy nie musieliby się zbytnio starać. Niestety nie, lepiej było walnąć w dzieciaki DLC. No tak, ale teraz ktoś powie, że przecież są w growym sklepiku do zakupu kierowcy do odblokowania. No są, problem w tym, że po ich odblokowaniu możesz grać tylko w dowolnym wyścigu. Sama kampania nie pozwala ci grać załogą Shiftera z fabularnych zawiłości. Tylko serio to komuś by przeszkadzało? Bo mi totalnie nie, i podejrzewam, że dzieciakom również.
Ktoś mi zazdrości?
Jeszcze jakieś wady? No cóż, jedna największa. O ile na początku chwaliłem udźwiękowienie, tak kierowcy mają jedną denerwującą specyfikę. Za każdym razem gdy kogoś wyprzedzą, mówią swój ulubiony tekst. Ale nie, że 10 różnych. JEDEN TEN SAM! Torreto ma jakiś problem z samooceną, bo za każdym razem pyta, czy ktoś mu zazdrości. Masz więc wyścig, gdzie 7 kierowców jest zapytanych, czy kogoś zjada zazdrość! Oczywiście jak cię wyprzedzą i wrócisz na podium, to rozmyślaniu o odczuciach oponentów wraca jak boomerang. Dokładnie to samo jest w przypadku pozostałych kilku kierowców, ci dysponują różnymi pojazdami, ale również różnymi tekstami. Niestety po jednym “na głowę”.
Ale to nie jest tak, że bawiłem się źle. Będąc szczerym, to ogrywałem całość z przyjemnością. Nie jest to w mojej opinii crap, a zalążek czegoś, co miało potencjał być tą faktyczną " Forzą dla dzieciaków ". Licencyjne korzenie świetnie nakreśliły miałką fabułę, która przynajmniej dla mnie przyjemnie umiliła mi rozgrywkę. Powiem więcej! Cieszę się, że sporo tu "arcadowości". Sam nie przepadam za grami wyścigowymi i poza typowymi Kart Racerami, mało ruszam poważnych gier w tym gatunku. Graficznie gra w wielu miejscach wygląda całkiem okazale, choć nie ma co się spodziewać wykorzystania stu procent potencjału Xboxa Series X. Możemy jednak być spokojni o "klatkarz", ten raczej nie miewa spadków, a jeśli jakieś się pojawią to sporadycznie.
Wyścigowi Agenci to gra posiadająca sporo mniejszych wad, głównie spowodowana pazernością twórców lub wydawcy. Jeśli jednak nieco zaciekawił cię opis tej produkcji, to powinieneś być zadowolony. Pod warunkiem zdobycia w dobrej cenie. Bo prawie 200 zł to spora przesada, patrząc na te kilka godzin, no chyba, że ktoś jest fanem Netflix-owej animacji.