Sąsiedzi wracają z piekła
Nim rozpiszę się nieco głębiej o odświeżonej wersji “Sąsiadów z piekła rodem” to chciałbym nieco zobrazować, czym dla mnie owa gra jest, a przynajmniej była. Otóż, niczym szczególnym — pierwsze spotkanie z tą serią gier miałem w momencie dostarczenia przez drugą połówkę starych gier na komputer stacjonarny kilka lat temu. Stwierdziła, że to świetny tytuł i przyznam szczerze, gdyby nie ona to pewnie bym nawet po to nie sięgnął. Zwyczajnie PC-towa forma “wyklikania” nie bardzo do mnie przemawiała. Przyzwyczajony do bardziej dynamicznej rozgrywki patrzyłem jak gra z bananem na ustach, nie do końca rozumiejąc ten fenomen, choć dostrzegałem wtedy poczucie humoru i zabawne gagi dziejące się na ekranie.
Minęło sporo czasu, a ja przeglądając sklep Microsoftu dostrzegłem promocje na remaster pt. Neighbours back From Hell, co ciekawe zawierający obie części w jednym zgrabnym zestawie. Niewiele myśląc, postanowiłem dać szansę tej produkcji, zastanawiając się przy tym jak twórcom udało się przenieść sterowanie z PC wprost na konsole, no i czy faktycznie cokolwiek zmieniono względem pierwowzoru. Zacznę jednak pokrótce, o co chodzi w omawianej grze.
To tu jest fabuła?
Woody i jego okropny sąsiad są uczestnikami programu telewizyjnego, w którym to ten pierwszy robi wszystko, by niejako dokuczyć temu drugiemu. Nie bez powodu, wszak cutscenka początkowa pokazuje graczowi, dlaczego Woody tak mocno uczepił się sąsiada.
Ten bowiem był jednym z tych osobników, obok których nikt z nas nie chciałby mieszkać, zwyczajnie doprowadzając do tego, że bez wyrzutów sumienia cieszymy się kolejnymi psikusami, początkowo wykonywanymi w domu, by następnie przenieść akcję na wakacyjne krajobrazy.
25 etapów jest przepełnionych przemyślanymi zagadkami, które z pewnością nie sprawią nikomu trudności, choć wymagają nieco pogłówkowania. Nie spodziewaj się jednak tutaj rozgrywek szachowych. Masz się dobrze bawić, unikać sąsiada i serwować mu kolejne zmyślne psikusy. Tych jest sporo, od pomalowania obrazu rodzicielki, po zapchanie toalety, lub bardziej zmyślne jak rozsypaniu karmy na pranie w celu zwabienia gołębi, czy obcięciu kabli by te ładnie raziły prądem gdy sąsiad dotknie kałuży z zepsutej pralki. No jest tego cała masa! No dobrze, ale jak gra się w to na Xboxie?
Odrobione lekcje
Byłem zachwycony jak sprawnie twórcy przeszli ze wskazywania elementów myszką do sterowania postacią poprzez lewą gałkę analogową. Dzięki temu patrząc na rozgrywkę, ale i też samą oprawę, ktoś, kto nie znałby daty pierwotnej produkcji, zwyczajnie mógłby się nie domyślić, w jak wiekową grę przyszło mu grać.
Wszystko za sprawą świetnie ponownie zrenderowanym teksturom, które nadają całej grze świeżości oprawy. Przypomina to nieco stare animacje poklatkowe z modelami z plasteliny. Wszystko tu jest kolorowe, z dbałością o szczegóły i zwyczajnie takich powrotów w grach chcę. Nie jest jednak tak, że żadnych nowości twórcy nie wymyślili. O ile zrezygnowano z procentowego zaliczania poziomów na 100% na poczet medali i pucharów, tak podczas rozgrywki otrzymamy dwie minigry, które o ile są proste, to wymagają szybkości, by nie złapał nas wredny sąsiad podczas ich wykonywania. Jedna z nich to coś na kształt jednorękiego bandyty, w którym w trzech polach musimy znaleźć takie same przedmioty — oczywiście ogranicza się to do jednego konkretnego na poziom, niemniej jednak trzeba to zrobić szybko, ponieważ nasza “ofiara” wciąż przemieszcza się po domu. Kolejną z nowości jest minigra, w której zdobywany przedmiot musimy utrzymać w centralnej pozycji przez określony czas. Ten z kolei zachowuje się jak magnes i przyciąga się do ścian okręgu, utrudniając nam utrzymanie przedmiotu na środku. Jeśli nam się nie uda, to sąsiad momentalnie przybiegnie, tam gdzie jesteśmy.
Wszystkie dźwięki w omawianej produkcji również wydają się być nieco poprawione. Ścieżka dźwiękowa, efekty i wściekłość sąsiada to idealne brzmienie satysfakcji. Pod tym względem nie mam się czego przyczepić.
Gdzie wady?
Wady? Zwyczajnie to bardzo dobry remake, choć sterowanie padem, mimo dobrego dostosowania, przy wielu elementach blisko siebie czasami powodował problemy z reakcją. Skrypty działają raczej dobrze, choć przez całą rozgrywkę zdarzyło się raz, czy dwa rozwalenie poziomu i przechodzenie Woody'ego przez ściany. Ale to nie jest tak, że gra jest “zepsuta”. Dwie takie sytuacje, przez 2-3 wieczory posiedzenia to nie jest jakoś bardzo uciążliwe. Z recenzenckiego obowiązku musiałem jednak o tym powiedzieć.
Sąsiedzi wrócili z piekła pełną parą!
Nie ma co ukrywać, to remaster, o który nikt nie prosił. To jednak nie znaczy, że nikt nie powinien w niego grać. Wręcz przeciwnie! To świetny przykład na to, jak dobra rozgrywka przetrwa nawet największą próbę czasu. Nie mamy tu też do czynienia z “pudrowaniem trupa “ i sprzedawaniem jako nowe doświadczenie. To hołd dla fanów tych produkcji, a także możliwość zaciekawienia nowego odbiorcy. Nowym, lepszym w mojej opinii sterowaniem i wciąż zabawnymi gagami.