Smerfy: Smerfne Marzenia to dobra gra?

Pierwsza growa część Smerfów od wydawcy Microids była grą poprawną, może nie zapadała w pamięć na długie tygodnie, ale bawiłem się dość dobrze. Druga część była recenzowana przeze mnie jeszcze w tym roku, lecz akurat o niej nie mogę powiedzieć nic dobrego. Czy więc część trzecia mogła mi i mojej żonie jakkolwiek przypaść do gustu? Po ponad 8 godzinach mogę stwierdzić, że jak najbardziej tak, ale o tym poniżej.

Fabuła, o której zapomnisz.

Gargamel kolejny raz wpada na plan pojmania Smerfów, jednak tym razem postanawia rzucić klątwę na krzaki, którymi żywiły się tytułowe skrzaty, by te zapadły w niesłychany sen, a nasz bohaterski Smerf (lub dwójka Smerfów, bo grę można całą przejść w co-opie) ma za zadanie wyrwać wszystkich z tej nieustającej drzemki. I nie, nie wiem tego z przerywników filmowych, bo te to raczej taniej jakości kreska bez jakichkolwiek dialogów. Nie oszukuję się jednak, że to właśnie warstwa fabularna ma tu jakkolwiek trzymać cię przed grą z padem w ręku.

Ocellus lubi eksperymentować

Nie da się ukryć, że Ocellus studio bardzo lubi zabawę formą. O ile poprzednia gra była strzelanko-platformówką, tak tu cała rozgrywka to rzut izometryczny, przeplatany pojedynczymi zmianami reguły, zmieniając przy tym widok kamery za plecy bohaterów lub totalnie od góry. Tak statyczne ułożenie widoków ma dwa plusy. Jeden z nich to brak problemów z widocznością elementów na terenie, jaki przyjdzie zwiedzać niebieskim ludzikom. Z kolei drugi z plusów to możliwy pokaz doprawdy ślicznych scenerii poziomów i oddanie szczegółów, nie skupiając się przy tym tylko na detalu Smerfów, wszak te to raczej prosty design i nie wymagają zbytniego zaangażowania i wpatrywania się w nie przez całą rozgrywkę.

Gdzieś to już widziałem

Smerf przemierzający układ gwiazd, w którym każdy ze snów jest zupełnie osobnym poziomem złożonym z mniejszych leveli do złudzenia przypomina to co widziałeś choćby w Super Mario Galaxy. Nie można jednak odmówić tej kopii swojego oryginalnego "Ja". No bo lokacje, które poświęcone snom Łasucha, Smerfetki, czy Lalusia są zwyczajnie piękne, pełne bajkowości, detalu gdzie masa poukrywanych elementów, nierzadko pełnych ciekawych rozwiązań. Raz otrzymasz młot, którym rozwalisz elementy, ale też stworzysz nowe, torując sobie drogę do dalszej eksploracji. Innym razem otrzymasz znany z poprzednika pistolet na miód, którym zatrzymasz turbiny na platformach, lub nadmuchasz kolejne półki. Choć najciekawszym rozwiązaniem jest chyba coś na kształt różdżki, która zmienia widoczność elementów różowych i niebieskich, a nieumiejętna przemiana skutkuje natychmiastowym powrotem do punktu kontrolnego. Jest tego cała masa, a twórcy często wracają do przedstawionych rozwiązań w kolejnych lokacjach. Prawda jest też taka, że o ile wspomniane poziomy są faktycznie ucztą dla oczu, tak wiele jest też mniejszych planet ... khm khm ... snów, gdzie devom zabrakło albo budżetu, albo pomysłu, przez co mimo ciekawych rozwiązań nie dostaniemy już tak pięknych widoczków, a zunifikowane widoki dla mniej znanych niebieskich skrzatów.

Uczta dla zbieraczy!

Głównym atutem Smerfy: Smerfne Marzenia jest z pewnością ilość rzeczy do zbierania, każdy ze snów zawiera bowiem wiele poukrywanych niebieskich muchomorów. Jedne odkryjesz dość szybko, z kolei inne wymagać będą przeczesywania lokacji nawet kilka razy, a to nie wszystko — wspomniane poziomy pełne detali wymagać będą od nas również dość sporej uwagi, ruszające się elementy to z kolei kolejna rzecz do zbierania! Kolorowe włóczki, za które kupimy stroje w wiosce, będącej hubem całej gry. Prawda jest taka, że takie wydłużanie rozrywki z pewnością daje wiele radości, a jeszcze bardziej, gdy grasz z kimś.

To gra stworzona do współpracy.

I to jak mocno jest to przemyślane, widać już od pierwszych chwil. Otóż każdy z kompanów może przeteleportować się do drugiego jeśli tylko np. nie daje sobie rady z jakimś elementem, jest to idealne rozwiązanie jeśli grasz z kimś młodszym, albo mniej ogarniętym z grami. Ba! Nic nie stoi na przeszkodzie, by jako bardziej zaawansowany gracz korzystać z tej funkcji:) Tym mocniej, że wielokrotnie pozwoli ci taki teleport uniknąć porażki podczas gry. Innym ciekawym elementem jest podawanie sobie przedmiotów, gdy np. jedna osoba ma klucz potrzebny drugiej. W dodatku co bardzo ułatwia, zgon jednego gracza nie ma wpływu na rozgrywkę i ten bardzo szybko może się odrodzić koło towarzysza. Dopiero gdy porażka dotknie obu zawodników, wtedy wracamy do punktu kontrolnego.

Trudno? Bywa.

Ilekroć gram w gry na licencji, co zresztą bardzo lubię, to zastanawiam się, jak radzą sobie dzieciaki z niektórymi levelami. Bywały bowiem takie, z którymi męczyliśmy się dobre 20-30 minut, zwłaszcza te pod koniec. Nie da się jednak ukryć, że ten czasami wysoki poziom pozwala uniknąć nudy. Bo wiecie, niekiedy te gry skierowane do młodszych graczy trochę nie wiedzą, do kogo chcą trafić. Przez co bywają powtarzalne, nudne i proste, za proste.

Muzyka i trochę o wadach

Muzyka to bardzo fajny element omawianego tytułu, ciężko oderwać ucho od instrumentalnych brzmień idealnie pasujących do każdego snu danego Smerfa. Dźwięki samej rozgrywki też są całkiem ok. Problem jedynie miałem z brakiem dialogów w przerywnikach. Dubbing byłby tu świetny, rozumiem jednak skąd takie decyzje.

Wady tej produkcji można wyliczyć na palcach jednej ręki. Głównie te wcześniej wspomniane generycznie wyglądające poziomy mniej popularnych osadników i trochę mało możliwości zakupów dla naszej postaci względem ilości możliwych do zebrania owoców w całej grze. Ale czy to faktycznie tak poważne przestępstwo? Raczej cięcia spowodowane ceną, wszak gra na PC to koszt 134 zł. Co wydaje mi się idealnie wycenioną produkcją.

Podsumowując...

Smerfy: Smerfne Marzenia to produkcja konkretna, jest tym, czego oczekuję od licencyjnych tworów. Nie zobaczysz tu niczego, czego nie widziałeś nigdzie indziej, ale będziesz bawić się dobrze, o ile lubisz takie produkcje. A jak uda ci się jeszcze zachęcić kogoś to zabawy to leć do sklepu! To taki tytuł w tym świecie, na który czekałem od pierwszej produkcji Ocellus.

Komentarze


Zostaw komentarz